niedziela, 24 lutego 2013

Pod telegrafem.

Cześć !

          Dzisiaj telegraficzny skrót całego tygodnia. Może i nie zdziało się zbyt wiele, ale jest kilka faktów, moim zdaniem wartych uwagi. Zapraszam ;)

   Po pierwsze..

         Dziewczyny (i chłopaki, oczywiście), możecie sobie pomyśleć,że żartuje, ale codziennie, licząc od soboty - robię po 100-150 brzuszków ! Muszę Wam powiedzieć,że jak na mnie, moje chęci i możliwości to jest naprawdę dużo. Po pierwszym dniu trenningu myślalam,że padnę. Już chciałam nawet oszukiwać..."32,33,34,yyyy, 48,49", ale doszłam do wniosku,że krętactwa tego typu sensu nie mają i postanowiłam uczciwie dotrwać do końca. Następnego ranka, zakwasy nie dawały mi spokoju, ale motto: Żeby mieć płaski,pięknie wyrzeźbiony brzuch na wakacje, trzeba trochę pocierpieć !, mocno mnie pocieszało. Fajnie jest patrzeć na swoje ciało i z każdym dniem zauważać kolejne, korzystne zmiany.

 Po drugie..

      Jestem już prawie zdrowa !I choć wydaje mi się,że posiedzę jeszcze przez jakiś czas w domu nie zmienia faktu,że czuję się (i wyglądam, przede wszystkim..) znacznie lepiej. Wierzcie,że łykanie każdego dnia po dwanaście ogromnych(o,zgrozo) tabletek nie jest niczym przyjemnym. Machać na pożegnanie siostrom,które uradowane, jadą na zakupy - też nie jest łatwo, no i do tego wszystkiego zaległości w szkole...Nawet nie chcę wiedzieć, jak dużych nabrały rozmiarów. Żeby sie potem nie okazało,że wrócę a Pan Dyrektor każe odesłać mnie do podstawówki, bo znacznie zaniżam poziom... Dobra,dobra - zdrowie i tak jest najważniejsze !


Po trzecie...

    "Stepy akermańskie", nie takie już mi straszne ! Do nauczenia na pamięć już na ponad tydzień temu, chodziły za mną od rana, do nocy,ciągnąc mnie za rękaw i  powtarzając żałośnie:

- No, naucz się nas... to przecież tylko kilka wersów.. -  Wyzwanie zostało przeze mnie zaakceptowane i dzisiaj mogę recytować owy utwór, prawie śpiewająco!

  "To błyszczy Dniestr, to weszła lampa
   Akermanu..." - nieszczęsny fragmencie, nie mogłam Cię zapamiętać ! Na szczęście wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Po czwarte...

    A po czwarte...kilka "interesujących" zdjęć wyląduje tutaj za chwilkę.

Buziaki,
Ola




   Dzięki Ci Sylwia ! ;*

czwartek, 21 lutego 2013

Śmiech to zdrowie !

Witajcie Drodzy Czytelnicy !

   Jako,że humor mi dziś z pewnych względów niesamowicie dopisuje, postanowiłam poruszyć na łamach tego bloga temat niezwykle ciekawy(według mnie przynajmniej)...Otóż spróbuję odpowiedzieć na pytania - co to jest śmiech? Co go powoduje i dlaczego jest nam tak bardzo potrzebny.

 Dla mnie...

   Śmiech, to przyjemne łaskotanie w brzuchu, niosące ze sobą falę głośnego chichotu. To chwila wytchnienia,która pozwala wyzwolić emocje, kumulowane w moim wnętrzu. To moment zupełnie spontaniczny, przejaw radości i szczęścia. Przychodzi do mnie niespodziewanie i sprawia,że od razu czuję się lepiej. Bardzo lubię się śmiać. Bardzo lubię, kiedy ktoś opowie coś sarkastycznego, godnego kilku sekund euforii. Ta cenna uciecha pojawia się zazwyczaj przy osobach, które dużo dla mnie znaczą. Przy osobach, które kocham. Wtedy nie potrzeba wiele. Wystarczy mały gest, cokolwiek, by na mojej twarzy zagościł słodki uśmieszek..

  Ale... (czyli mniej subtelna strona tego wyrazu twarzy)

   Moja mama czasami denerwuje się :

- Olka, dość już tego rechotania, rżysz, jak kobyła i w całym domu cię słychać!

   Mamusiu i wszyscy inny przeciwnicy : właśnie na tym to polega ! Od czasu, do czasu potrzebny jest nam, chociażby ten jeden ułamek sekundy na odstresowanie. Czasami, razem z siostrami dostajemy takiej głupawki,że po pięciu minutach po policzkach spływają nam łzy, a brzuchy są kompletnie obolałe. Brat zawsze mi powtarza,że pieję niczym kogut. To prawda. Często słyszałam swój głos na nagraniach i za każdym razem spalam cegłę sama do siebie. Nigdy też nie dałam się nabrać na zaloty w moją stronę, w stylu : "uwielbiam, jak się śmiejesz"... Oo, bracie, gdybyś mi powiedział - "uwielbiam, jak piejesz", to od razu wiedziałabym,że nic nie kręcisz ;). Nic nie zdoła mnie jednak powstrzymać, przed okazywaniem swoich odczuć.(nawet kompromitujący rejestr!) Także tych, które goszczą we mnie tylko przez maleńką chwilkę.

 A na koniec - wiecie,że..?

 ISTNIEJE JESZCZE JEDEN, WSPANIAŁY PLUS!
 1 MINUTA ŚMIECHU = 12 SPALONYCH KALORI
 ( i to zupełnie, bez naszego wysiłku, sama przyjemność!)

Polecam Wam więc obejrzeć dzisiaj wieczorem ulubioną komedię ( ja już wybrałam - "Chłopaki nie płaczą", po raz 127, yes !), najlepiej w miłym towarzystwie i rozkoszować się utratą zbędnej okrasy na brzuchu.

Buziaki,
Ola

sobota, 16 lutego 2013

Dużo, bardzo dużo wolnego czasu..

Cześć!

     Może się Wam wydawać,że wydarzył się cud, albowiem już drugi post ląduje na blogu w ciągu jednego tygodnia. Zwykle mam mało czasu na to,żeby coś Wam naskrobać. Będąc w trzeciej klasie gimnazjum, podobno powinny interesować mnie tylko testy końcowe,bo..
- Od tego zależy Twoja przyszłość! - tak mówi mama. Ja wiem, bardzo dobrze o tym wiem,że muszę się bardziej przykładać, ale zamiast tego, wciąż zastanawiam się, o czym znowu tutaj napiszę, czy w ogóle coś napiszę i kiedy to zrobię. Rodzice bardzo się denerwują,że tyle czasu spędzam przed monitorem. Wciąż słyszę:

- Weź się w końcu, dziecko do nauki.

- Więcej tego komputera, więcej...

- Za moich czasów to się w polu ziemniaki zbierało! ( a teraz, to niby nie?)

- To nowe pokolenie, fejsbuki i inne jutjuby...

      Ale tak to już jest. Trzeba nauczyć się tolerować te (zbędne, bo zbędne) komentarze, bo zapewniam,że oni się nigdy nie zmienią i zawsze będą narzekać. No i jeszcze te zapewnienia, w stylu "Przecież wiesz,że chcemy dla Ciebie jak najlepiej". Tak, ja rozumiem. I wydaje mi się,że przez najbliższy czas będę wysłuchiwać tego w kółko - jestem trochę chora. Na tyle chora,że przez dwa tygodnie mogę zapomnieć o szkole i czymkolwiek innym. Ale nienienie, nie myślcie sobie,że będę leżeć do góry brzuchem, słuchać relaksacyjnej muzyki i zamawiać kolejne herbatki. Moi rodziciele na pewno nie pozwolą mi się marnować, tak bardzo bowiem dbają o mój rozwój. Mama jest pedagogiem, uczy matematyki, więc na sto procent nie wymigam się od codziennych zadań z funkcji, czy tam graniastosłupów. Naprawdę nie lubię się z nią uczyć. Rzadko proszę ją o jakąkolwiek pomoc w lekcjach, a jeżeli już przychodzi taka chwila, to ze stresu nie mogę napisać ani jednej, zapyziałej cyferki. Ona patrzy wtedy na mnie, jakby chciała powiedzieć "Boże, czemu ona jest taka tępa?", a ja z moim talentem do przedmiotów ścisłych jestem w stanie tylko kręcić przecząco głową, na każde, zadane przez nią matematyczne pytanie...

    Tym optymistycznym akcentem, w postaci obmawiania za plecami mojej mamusi (dobrze,że tego , Skarbie nie czytasz..), kończę ten wieczorny post. Życzcie mi szybkiego powrotu do zdrowia !

 Buziaki,
 Ola


  


piątek, 15 lutego 2013

To, co chcę, to, czego pragnę !

Witam Was !

.....w to nieco ponure, piątkowe popołudnie. Na pewno wylegujecie się teraz na łóżkach, fotelach, czy tam sofach i uśmiechacie się sami do siebie z myślą o weekendzie. Tak. Przepadam za tymi dwoma dniami odpoczynku, nie ukrywam,że czekam na nie z niecierpliwością i za każdym razem staram się je wykorzystać, jak najmocniej tylko potrafię. Ale bardziej od weekendu, (owszem, istnieje taka rzecz) lubię wakacje...


 Ten skwar na podwórku, który uderza mnie za każdym razem, kiedy wychodzę z domu, obowiązkowo w szortach i lekkiej bluzeczce. Te retro okulary przeciwsłoneczne, które pasują do wszystkiego i które tak bardzo lubię zakładać. Te wspaniałe lody o smaku nutelli, ściekające po wafelkowym rożku. Wieczorne spacery w gronie przyjaciół i liczenie bąbli po komarach (zawsze mam najwięcej !). Wygrzewanie się od rana, do nocy na cieplutkim kocyku, czytanie ulubionych książek w altance, przy szklance chłodnego soku.Opalenizna. Basen, rowery, zbieranie bukietów polnych kwiatów, zdobiących później stół kuchenny. Tysiące nowych przygód, wspaniałych ludzi, pielęgnowanie tego, na czym zależy nam najbardziej. Omijanie z chytrym uśmieszkiem szkolnych zeszytów i kopanie starego plecaka,który nie został jeszcze rozpakowany z zeszłego roku szkolnego. Wstawanie, o której się tylko zechce i popijanie własnoręcznie zrobionego koktajlu. Wakacje to dla mnie błogi okres bezkresnej laby, całkowitego odstresowania i wszystkiego, co się szczęściem zowie.. 


  KOCHANE LATO I WAKACJE !

 Przybądźcie prędko ! Choć za oknem plucha i wszędzie hula wiatr, będę na Was cierpliwie czekała !



Nie wiem, jak Wam, ale mnie od tego całego gadania, aż gorąco się zrobiło.;) Zdjęciowy misz-masz serwuję Państwu !


  Buziaki,
Ola


wtorek, 12 lutego 2013

Jakieś tam, niby postanowienia.

Cześć !

      Z tego, co słyszałam, (a chyba słuch mnie jeszcze nie myli...), w sobotę były ostatki, a właściwie , tak dokładniej - ostatki są dzisiaj. Już jutro czeka nas posypanie głowy popiołem (człowieku, puchu marny !) oraz ścisły post, który szczerze mówiąc - nie wiem, jak przeżyję.
     No bo... zawsze miałam z tym problem. Z powstrzymywaniem się od jedzenia. Przyznam Wam się teraz, bez bicia. Powiem to zupełnie szczerze - uwielbiam jeść. Dużo jeść.W szczególności słodyczy. Chociaż...(niech mnie licho!)za tym, co słone również przepadam. Jeżeli macie tak samo, jak ja, to możecie sobie wyobrazić, jak trudno jest mi odmówić...tej jednej, cudownie słodkiej, rozpływającej się w ustach tabliczki czekolady...odrobiny.. no, dobra, całkiem sporej odrobiny ciasta lub babeczki. Zamykasz oczy, odpływasz, kompletne niebo w gębie! I to uczucie, kiedy wypada Ci z ust odrobina okruszynek i masz wrażenie, jakby ktoś zabrał Ci zabawkę... Kiedy ktoś na przerwie w szkole idzie dumnym krokiem przez korytarz, z paczką Twoich ulubionych chipsów, podbiegasz, niczym młoda gazela, zanurzasz rękę w opakowaniu, słyszysz ten uroczy szelest , pochłaniasz całą garsć upolowanej zdobyczy.... i zostawiasz biednego pierwszoklasistę z łzą cieknącą po policzku.


              Dlatego zazdroszczę osobom, które obiecują sobie wstrzemięźliwość na czas postu.

 
       Wielkie gratulacje dla tych wybornych śmiałków, którzy zdołali podjąć się tak trudnego (przynajmniej dla mnie) zadania. Gdybym ja sobie postanowiła - DOBRA,ALE SERIO JUZ NIE JEM, to oszukiwałabym nie tylko innych, ale też samą siebie, wymykając się potajemnie w nocy do kuchennej szafki po łakocie. Teraz już wiecie, jak to jest ze mną. To jedna z tysiąca moich słabości, tak mała, a zarazem tak ciężka do pokonania. Tak więc...

                                     Dzięki Ci, Panie Boże za dobrą przemianę materii ;) 


Mały misz-masz zdjęciowy dla Was !
Buziaki,
Ola


piątek, 8 lutego 2013

Chwilowy brak tego, co najważniejsze.

Cześć !

       Mój dzisiejszy post, należy właśnie do grona tych postów, które w moim mniemaniu wcale nie mają sensu...
      Czasami zdarza mi się nie mieć weny. Kompletnie. Siedzę przed komputerem, tępo gapię się w monitor i czekam, aż stanie się cud i przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł. Zbawienny pomysł na krótką notę, która ucieszy zarówno mnie, jak i Was - moich czytelników, o ile w ogóle istniejecie ;) Siedzę i siedzę, czekam i czekam, ale mój umysł wcale nie jest po mojej stronie i bezczelnie namawia mnie do myślenia o niebieskich migdałach. Aż w końcu... O! jest ! Rysuje się w mojej głowie zarys na idealną treść, rozsiadam się wygodnie na krześle(zwyczajnym, bo gdyby - broń Boże- było ono obrotowe, to miałabym inne zajęcie zamiast pisania, wziuuum) i już, już mam wklepać pierwszy wers, kiedy to....pomysł wylatuje z mojej głowy i podąża hen, daleko, do wyobrażni jakiejś innej bloggerki. Dlatego właśnie dzisiejszy post jest o niczym. Ale -jak już wiecie albo może nie wiecie, nic, to już też jest coś, więc właściwie nie do końca mówię bez sensu. Chyba.
    Boże,( 2. Nie wymieniaj imienia Pana Boga twego ...wiem, wiem, wiem) tak patrzę na to, co wyżej napisałam i powoli zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem skomplikowaną osobą. Już sama nie nadążam nad tym, co chciałabym napisać.A jest tyle do opowiedzenia. Do pożartowania,jednak tak mało na to czasu przez to,że codziennie ze wszystkim się spieszymy. A zwolnić da się rzadko. Powiedziałabym nawet - tylko w weekendy, przynajmniej w moim skromnym przypadku.
     To tyle na dziś. Nie wiem, jak Wy, ale ja lecę do kuchni. Mama zrobiła przepyszne oponki a jest ich tak dużo, że starczyłoby dla całego oddziału wojskowego. Mniam, aż ślinka cieknie !



     Buziaki, Ola

wtorek, 5 lutego 2013

Sweet nothing.


Dzień Dobry !

   Ale czy właściwie dobry?Bo czy można być szczęśliwym, jak wstaje się dziesięć minut przed autobusem, bo zakichany budzik w telefonie nie odezwał się na czas? I lata człowiek po domu, jak poparzony, z palcem do ... nosa sobie nie może trafić, zakłada byle co(tyle rzeczy w szafie,piętrzą się po kątach, a wzięłam akurat przeciętną bluzkę i jeszcze bardziej przeciętną spódniczkę, fe), idzie do szkoły i jest tak okropnie rozbity przez cały dzień,że nie jest w stanie wysłuchać jednego słowa nauczyciela . Co do trgo, to akurat nie narzekam -lubię się czasami wyłączyć na lekcji ;) Ale to tylko jeden plus ! Lubię wstać rano i czuć,że mam jeszcze odrobinę czasu w zapasie, doliczając oczywiście dodatkowe pięc minut na przypadkowe zaśnięcie w toalecie na sedesie(zdarza się, kochani, zdarza!). Lubię posiedzieć przed szafą, poziewać i czekać na zbawienny pomysł na jakiś zestaw. Rzadko zdarza mi się wyglądać tak, jak to sobie zaplanowałam, ale nie ma co narzekać. Podziwiam osoby, które idą do szkoły, pracy, czy tam gdziekolwiek - "tak, jak wstaną". Ja muszę wszystko zrobić sobie na spokojnie i bardzo nie lubię, jak ktoś rano mnie pośpiesza i wyśmiewa się z żółwiego tempa. Kazdy organizuje się na swój sposób.

A Wy? Wyspaliście się dzisiaj?;)
Coś na zimowe (ale już niedługo,wiosna idzie!) wieczory. "Telefony do przyjaciela" trafiły do moich rąk zupełnie przez przypadek. Jestem pewna,że spodoba Wam się ta lekka, jak piórko lektura o dwóch siostrach i ich dwóch odmiennych charakterach.
Buziaki, Ola.