środa, 27 listopada 2013

One day

      Mam ostatnio tyle czasu,źe sama nie wiem, co z nim robić. Dlatego też postanowilam napisać kolejną notkę, tym razem o tym, co robię od świtu do nocy.24 godziny to  przecież całkiem sporo, ale zawsze mam wraźenie,że przynajmniej 2/3 z tego poświęcam na bezsensowne działania i leźenie w ciepłym łóżku w pozycji embrionalnej.

     Każdy swój dzień zaczynam o 7:22. Wtedy  dziewczynom  z pokoju dzwonią budziki. Każda ma inną, tak samo wkurzającą melodię,więc postanowiłam oszczędzić sobie włączanie własnego. Zazwyczaj popełniałam bowiem taki błąd, że jako codzienny alarm ustawiałam swoją ulubioną piosenkę. Przez pierwsze dni było całkiem uroczo, nie ma to jak słyszeć z samego rana znajome, bliskie sercu brzmienia. Potem jednak...cóż...było coraz gorzej. Dosięgała mnie monotonia tak wielka,że miałam ochotę się rozpłakać, gdy tylko do moich zaspanych uszu dochodziły pierwsze słowa refrenu (bo przy zwrotce jeszcze spałam, of course). Postanowiłam zmienić ten system i od teraz- jeśli nie dziewczęta- to  poranne słońce zza okna stawia mnie na nogi,  ktore szczególnie o tej porze roku mocno daje mi się we znaki.
Po "uroczystym" przebudzeniu, wszystkie razem schodzimy na śniadanie. Nie jesteśmy wtedy zbyt rozmowne, jeszcze nie mamy siły na inteligentne konwersacje. Ostatnio doszłam do wniosku, ze właściwie każdego rana uczę sie mówić na nowo.
Później czas na orzezwiajacą kąpiel i drzemkę - w końcu szkołę mamy dopiero za kilka godzin!

     Odrabianie lekcji w moim przypadku polega na eliminowaniu mniej ważnych zadań, na poczet tych, ktore powinnam wykonać bezzwłocznie. Nie ukrywam,że nie jest tego wcale tak dużo - tylko czasami dostajemy jakieś ćwiczenia do zeszytu. Zazwyczaj bywa tak,że nauczyciele wymagają raczej przygotowania na kolejne  lekcje, notatki prowadzimy we własnym zakresie. Mój spacer do liceum trwa około trzech minut. Szybko lokalizuję Justynę i zasiadamy razem w naszej małej, loży szyderców- pierwszej ławce. Od lat, całe pokolenie młodzieży pcha się na ostatnie, pseudobezpieczne miejsca, podczas gdy nasze jest słodko niezauwazalne. Kto przecież pomyśli, że te grzeczne, śliczne dziewoje mogą coś knuć, będąc na pozycji odstrzału? Wiele osób nazywa nas masochistkami. Osobiście uwazam, ze to oni są frajerami (joke) ;)

      Wracam w  towarzystwie mojego chłopaka, z którym spędzam popołudnie. ♥ Staram się nie spóznić na kolację, bo zaraz po niej razem z dziewczynami streszczamy sobie cały dzień - co nowego się wydarzyło, jaka ocena wpadła do dziennika, kto, komu podłożył nogę i tak dalej, aż skończy się dzień i nastanie długi, zimowy już wieczór. Wtedy zaszywam się zupełnie sama w swoich skromnych dwóch metrach kwadratowych, zaglądam na ulubione strony internetowe, zdarza mi sie czytać książkę elektroniczną, słuchać muzyki.

      Tak kończy się cykl, do którego zdążyłam już przywyknąć. A jaki jest Wasz dzień? Jak radzicie sobie z przygnębieniem, jakie są Wasze sposoby na nudę?

       Buziaki, Ola.♥

niedziela, 24 listopada 2013

Deszcz inspiracji

     Gdy za oknem plucha i wszystko zaczyna juz powoli mnie przygnębiać, otwieram ogromną księgę, jaką jest Internet i szukam natchnienia.  Mogę znaleźć je dosłownie wszędzie i właściwie wystarczy niedługa chwila i mam wszystko, czego potrzebuje.
     Dzisiaj, jak widać krótko, zwięźle i na temat. Ale po co pisać więcej, gdy ma się przed oczami tyle uroczych ujęć. Zapraszam ! ♥