wtorek, 1 maja 2012

                                                                         II
                                                                 "Bohater"
                     Gdzieś w oddali słychać głos dyrektora - niski i ponury. W końcu przechodzi koło nas i zerka badawczo.
             - Czekaj, Zuza, przyniosę Ci kurtkę i szalik, nie przemęczaj się. - szybko zagrała Honorata, poklepała mnie po ramieniu i posadziła na ławce obok klasy Juliana. Obojętnie poddaje się tym czynnościom. Ciekawe,co on teraz robi. Pewnie jest zupełnie nieświadom tego,jaki ze mnie krętacz.. W tym momencie drzwi uchylają się - O cholera ! Pomyślałam w złą godzinę ! - szepce sama do siebie. TO JULIAN!
- No,ładnie na mnie reagujesz.. - przemawia do mnie czarującym głosem i jestem w niebie.
- Booo,jaa... to jest taki sposób na odstresowanie, rzucasz mięsem i to cię odblokowuje - mówię,chyba sama nie wiem co, a Julek wybucha śmiechem.
- Nie,no po prostu lepszego żartu dawno nie słyszałem ! Zuza,podasz mi swój numer telefonu? Musimy się zgadać. - słyszę i..nie,nie, to chyba mi się śni..
-Proszę. 504232624, nienienienie, przepraszam, 625 - końcówka 625 - walę, jak najgorszy w świecie imbecyl.
Jednak Julianowi wcale nie przeszkadza moja pomyłka. Wręcz przeciwnie, uśmiecha się słodko i wpisuje cyfry do srebrnego, dotykowego samsunga.
                   Wraca Honorata. Obładowana stertą moich ciuchów, podchodzi do nas:
- To co, idziemy, Pierdziochu- Bohaterze? - palnęła najgorszą głupotę, jaką mogła wymyślić. Julek rzuca na mnie pytające spojrzenie.
- To ja idę, właściwie miałem tylko namoczyć gąbkę.. - odpowiada i już go nie ma. Nie mam po prostu siły złościć się na Honoratę, jak Boga kocham, nie mam siły.
- No to mamy jeden sukces i jedną porażkę - szepcę, a ona opiera się n moim ramieniu.
                   Oprócz tej małej wpadki z Julkiem, wszystko w miarę dobrze się skończyło. Honorata dzwoniła do mnie jeszcze z przeprosinami za "Pierdziocha Bohatera". - Nic się nie stało, Ho. - mówię - Zawsze mogłam być Śmierdziochem Bohaterem. - krztuszę się ze śmiechu i rozłączam się.
                   Od godziny stękam nad chemią. Dodać dwa, czy trzy duże współczynniki? To dla mnie czarna magia. Podchodzę do lustra i patrzę. Włosy są już długie, worki pod oczami trochę się zmniejszyły. Cycki? Nicość, jak zawsze. Sterczę tak, dopóki nie zaczynają mnie boleć nogi. Cóż za kondycja.
Moje żałosne przemyślenia, przerywają wibracje telefonu. Zerkam na wyświetlacz,to Alfons pyta, co było z matmy. Alf, to kolega z mojej klasy. Przesympatyczny chłopak z bujną wyobraźnią i własnym zdaniem w każdej sytuacji. Najlepszy kolega Sylwestra, którego łatwiej zapamiętać jako Nodi, ten krasnalek z dobranocki, taki ma słodki wyraz twarzy. Obaj należą do paczki Franka - klasowego białego murzyna. Szybko odpisuję i znów zabieram się do chemii. Nawet..nawet nie zdążyłam dwóch słów napisać, kolejny raz czuję wibracje. Tym razem, to Basia, jak zwykle z tym samym -" Co mam jutro założyć, bejbe?" Ten głupek, to jak Filip z konopii potrafi z tym wypalić. Szybko wymyślam jakiś zestaw i wysyłam.
                 Wzdycham głęboko, kokoszę się wygodnie na fotelu i czytam na głos notatkę z lekcji:
- Utlenianie, jest to proces polegający na.. - i tu właśnie(znowu, niech to szlag!) przerwał mi sygnał nokii.  - na odbieraniu wiadomości sms... - kończę zdanie i zdegustowana sięgam po złoma. Kurczę, nie znam tego numeru.."Cześć, Pierdziochu :), jak minął dzień? J." Czytam jeszcze raz, i jeszcze raz i jeszcze. Julian napisał ! Klikam w odpowiedzi,aż mi palce płoną. Żeby tylko nic nie wypalić, szepcę do siebie w duchu, tworząc kolejne zdania. Zupełnie odpłynęłam. O zadaniu z chemii już nie myślę. Nic innego się teraz dla mnie nie liczy..Nic.