piątek, 20 kwietnia 2012

Next

                             Hmm, na początek kilka słów ode mnie. Jestem typem osoby, która interesuje się wszystkim na raz. W mojej głowie od zawsze był jeden, wielki misz - masz, więc tytuł bloga nie powinien nikogo zdziwić, gdy poznacie mnie bliżej. Moda, dobra książka, muzyka, film - podzielę się z Wami najciekawszymi inspiracjami, które krążą w mojej duszy... Dobra, koniec gadania, nie lubię zanudzać,nawet samej siebie, bye ;)         

  A na deser kontynuacja poprzedniej części opowiadania, miłego czytania ! (czyżby mi się zrymowało przez przypadek?)  
                            
                                                                                    II

                                                          "Ratunek"

-         Dzyńńńńńńńńńńń ! – mój Boże, dzwonek na lekcję. Kompletnie zapomniałam o zadaniu z matmy. Pruję do klasy, aż się za mą kurzy. Pani Chochlik jest już w środku. Widzę, jak Honorata gryzmoli coś na szybko w swoim zeszycie.
-         Mamy przerąbane .. – mówi, gdy tylko opadam na krzesło obok niej.
-         No, co ty nie powiesz? – syczę i robię swoją słynną , mega inteligentną minę.
Pani Chochlik to niewielka osóbka z zadartym nosem i wysoko upiętym kokiem. Zawsze pyta w poniedziałki. Akurat dziś mamy to szczęście i nie mam zadania. Wspaniale !
-         To dzisiaj, dzisiaj może... – zaczyna nauczycielka a serce bije mi tak mocno, że zaraz zemdleję. Patrzę na Honoratę. Skuliła się , najbardziej jak potrafiła i prawie wchodzi pod biurko, żeby pozostać niezauważoną. Tak naprawdę zwraca na siebie ogromną uwagę, a tak właściwie na mnie, bo ja siedzę dosyć normalnie. Wyglądamy, jak dwa czubki. Jeden gorszy od drugiego.
-         Zółciak, co ty się tak kulisz, boli cię coś?
-         Nie, proszę pani... – odpowiada nagle obudzona Honorata
No, co za idiotka ! Mogła powiedzieć,  że tak, wtedy poszłabym z nią do sekretariatu po herbatkę i jakąś tabletkę, żeby mi bidula nie zemdlała, a tu co? Przekreśliła nasze szanse na czyste konto w dzienniku i poprawia się na krześle. Dzięki – mówię cicho, ale ona tego chyba nie słyszy.
     -     No, Żółciak, skoro ci nic nie jest, to chyba możesz zrobić zadanie domowe na tablicy? – pyta, a właściwie twierdzi matematyczka, bo jej nie da i nie można się sprzeciwić. Honorata powoli wstaje , zerka na mnie błagalnie, potem kieruje się w stronę tablicy. Mija rozchichotane twarze chłopaków, którym udało się dziś przeżyć. Wygląda to, jak droga krzyżowa, a każda ławka, to kolejna stacja..
             Postanowiłam wstać i zrobić cokolwiek. Cokolwiek, co uchroniłoby biedną Honoratę przed kolejną lufą z matmy. Podniosłam się powoli z miejsca.
-         Proszę pani, źle się czuję.. – zachrypiałam z miną męczennicy i chciałam, żeby to zabrzmiało możliwie wiarygodnie. Poszłam na całość. Zachwiałam się lekko,  oparłam ręce na krześle obok i skrzywiłam się, niby w bólu. Kurdę. Czuję się, jak super aktorka w najlepszym dramacie. Cała klasa gapi się na mnie, jakbym miała zaraz umrzeć. Schyliłam głowę i runęłam na podłogę.
-         Ałaaaaaaaaa! – myślę, teraz już zupełnie poważnie, bo łokieć boli, jak cholera po upadku. Czego się nie robi dla przyjaciół!
    Pani Chochlik rzuciła mi na pomoc. Jeden z ważniaków klasowych – Franek, bez wahania wyjął telefon i wybrał numer na pogotowie. O, nie!
-         Nie, już mi lepiej..- wydusiłam – nie trzeba, naprawdę.
   Zawiedziony Franciszek schował pustaka, przepchnął się przez tłum i wrócił na miejsce. Reszta wisiała nade mną.
  Przewodnicząca akcji ratunkowej – magister Chochlik buczała mi do ucha:
-         Skarbie, już dobrze? Zaraz zawieziemy Cię do domu, musisz odpocząć..
To prawda, co mówiły dziewczyny z II c, śmierdzi jej z ust tytoniem i oborą. Honorata zaproponowała ,aby zabrać mnie do szatni i zaczekać na moich rodziców. Byłyśmy uratowane!. Kiedy (jeszcze pod ramię) wyszłyśmy z klasy, zerknęła na mnie spode łba. Nie mogłam dłużej trzymać jej w niepewności i uśmiechnęłam się szelmowsko. Wreszcie rzekła:
-         Czyli to wszystko była ściema?
-         No, chyba najlepsza akcja w moim życiu – przytaknęłam z dumą i pomaszerowałyśmy przez korytarz.

1 komentarz: