środa, 24 kwietnia 2013

Przepis na sukces.

....którego tak naprawdę nie ma i nigdy nie będzie.. Minął drugi dzień testów gimnazjalnych. Cóż  rzec? Jak skomentować? Powiem tylko tyle - zawsze mogło być lepiej. Nie ma nic gorszego, jak gdybanie, bo nic  już nie da się zrobić. Nie da się napisać poprawki, niestety.

A teraz... taka tam mała, irytująca rzecz...


    Kilka sekund po egzaminie. Wrzawa. Mnie jeszcze nie przeszła "trzęsawka". Ciemność,widzę ciemność przed oczami. Idę na korytarz. Słyszę, choć niewyraźnie, jakiś bełkot w związku z zadaniami. Odwracam się i widzę koleżankę(czy też może kolegę?), która chwyta mnie za ręce i pyta o coś, ale ja  nic z tego nie rozumiem. Kompletny chaos.Innymi słowami dosłownie - blablabla. Przecież nie pamiętam treści.Nie wiem nawet, czy dobrze zakodowałam arkusz, czy wpisałam pesel. Więc wychodzę na zewnątrz, ale i tam za pięć sekund pojawia się kolejne stado "wypytywaczy". Jak Ci poszło? Po głowie chodzi mi  przekleństwo na literę "ch", ale mówię im,że nawet dobrze. W takich sytuacjach najlepiej jest uciec, jak najdalej. Skręcam do toalety, chociaż wcale nie chce mi się siusiu. Chyba dlatego idę akurat tam, bo jest najbliżej. Zamykam się w łazience i czekam aż uspokoi mi się oddech..


   Pozdrawiam wszystkich, którzy chcieli dobrze, a wyszło tak, jak zawsze ! Nie ma się czym przejmować, Kochani. Bowiem w życiu będą do zdobycia trudniejsze i wyższe szczyty, niż ten !


  Życzcie mi powodzenia jutro!
  Buziaki,
  Ola

  


2 komentarze:

  1. Każdy tak ma , trzeba myśleć optymistycznie..;)

    OdpowiedzUsuń